czwartek, 27 listopada 2014

I co z tego?

I co z tego, że bardzo chcę. Że walczę codziennie, żeby moje życie wyglądało normalnie. Że staram się walczyć o swoje szczęście. O zdrowie... co z tego?
Jestem już zmęczona. Czuję, że przegrywam. Mam już dość.
Moje fantastyczne zrywy, plany na to, co zrobić, żeby było już dobrze trwają tylko chwilę. A im większy plan, tym większy spadek.
Ileż można??? Próbować. Walczyć. Tłumaczyć sobie. Po co? Zawsze efekt jest taki sam. Albo robię coś źle, albo to po prostu nie ma sensu...
Nie wiem.
Czasem czuję, że jestem blisko ostatecznego rozwiązania. Powstrzymują mnie resztki poczucia odpowiedzialności. Bo kto wyszykuje dziecko do szkoły, zrobi pranie itd... choć i prania wczoraj nie zrobiłam... zapomniałam. Najchętniej bym nie wstawała z łóżka. Ale muszę, bo słyszę, ze od pół godziny Mały nie śpi i buszuje w łóżku. Nie chcę, żeby bardziej cierpiał przeze mnie. W sensie, że i tak pewnie cierpi mając taką matkę z problemami... ale jeść musi... więc wstaję. Robię rzeczy, które trzeba zrobić, jak robot. Bez przyjemności. Czekam tylko na moment, kiedy znowu przyjdzie pora spania... Wiem, że byłoby im lepiej beze mnie. Ale wiem też, że byłoby ciężko logistycznie. Prawdopodobnie Młody musiałby wrócić do Polski do ojca... a tego nie chcę. I to mnie trzyma. Ale i wkurza. Irytuje. Męczy.
Widzę w rekamach telewizyjnych szczęśliwe mamusie karmiące maluszki. Skręca mnie. Też bym tak chciała. Cieszyć się z tego. Przegapiłam to. Nie jestem dobrą matką. Mam wyrzuty sumienia. Nie potrafię sobie z tym poradzić.
To boli. Chcę to zmienić. Każdego dnia wieczorem obiecuję sobie, że będzie od jutra inaczej. I zawsze jest tak samo. Co z tego, że się staram... już powoli brak mi sił na codzienność. Nie mam możliwości zmian. Każde moje przedsięwzięcie kończy się tak samo.
Próbuję znaleźć szczęście w drobnych rzeczach, ale i tam już go nie ma.
Czy ja kiedykolwiek będę mogła być szczęśliwa?
Nienawidzę siebie za to wszystko. Że jestem tak ułomna. Że swoim życiem unieszczęśliwiam bliskich. Nie potrafię polubić siebie. Wkurwia mnie to całe gadanie o polubieniu siebie. Jak poznajesz człowieka, który Cię wkurwia, ciągle robi coś nie tak, zachowuje się nie tak jak powinien, to go po prostu nie lubisz. I choćbyś nie wiem jak bardzo się starał, nigdy nie będziesz go kochać.
Nie potrafię tego zmienić.
Mam już dość. Nie mam już siły walczyć...