środa, 16 kwietnia 2014

Reisefieber

Już mnie dopadła. Jak przed każdą podróżą. Najśmieszniejsze jest to, że uwielbiam podróżować. I zawsze świruję przed wyjazdem. Nie wiem dlaczego.
Wyjeżdżamy jutro wieczorem, także mam cały dzień, żeby się spakować. Myślałam, że to może przez brak organizacji, wiec zaczęłam robić listy, co muszę załatwić przed wyjazdem, co kupić, co spakować... Nie pomogło. Nadal mam to dziwne uczucie w żołądku.
Za każdym razem zastanawiam się, dlaczego tak reaguję. Przecież cieszę się na ten wyjazd. Jestem niesamowicie szczęśliwa, że mogę wyjechać, że będę prowadzić samochód przez góry, tunele, autostradami, przez piękne miasteczka, że spędzę wspaniały czas z moją rodziną, zobaczę nowe miejsca, rzeczy...
Czasami mój niepokój związany z podróżą jest tak silny, że nie moge się skupić na pakowaniu. Zaczynam się miotać, jestem roztrzęsiona, staram się uspokoić, co sprawia, że zaczyna mi brakować czasu, denerwuję się przez to jeszcze bardziej i tak dalej i tak dalej... koło się samo nakręca. Przez to prawie nigdy nie wyjechałam o zaplanowanym czasie.
Natomiast jak tylko jestem już w samochodzie, pociągu, na motocyklu czy w samolocie, całe zdenerwowanie znika. Jak ręką odjął. Pozostaje tylko przyjemność z podróżowania.
Nie mogę się doczekać tego uczucia.
Tak mi teraz przyszła taka myśl podczas pisania, inspirowana chyba Beatą Pawlikowską, którą ostatnio czytuję (nie mogę przebrnąć przez nią na raz). A może po raz pierwszy nie walczyć z tym uczuciem? Nie walczyć ze sobą. Przecież nie jestem swoim wrogiem. Taka właśnie jestem. Taka moja uroda. Panikuję przed wyjazdami. Trudno. Może powinnam potraktować to tak samo jak fakt, że płaczę na filmach (a w szczególności na bajkach Disneya).
Za każdym razem jak najdzie mnie jutro fala stresu, będę sobie o tym przypominać. Oświadczam zatem publicznie, że jestem jaka jestem i akceptuję swoje dziwactwa.
Ciekawe, co z tego jutro wyjdzie ;)

wtorek, 15 kwietnia 2014

Pisałam, piszę, będę pisać

Pisałam od kiedy pamiętam. Zazwyczaj odręcznie. W pamiętnikach, zeszytach, czasem na komputerze. Sześć lat temu założyłam pierwszego bloga. Ale tylko dla siebie. Długo tam nie pisałam, w międzyczasie wróciłam do papierowych kalendarzy, w ktorych maczkiem zapisywalam to, co mi sie w głowie kotłuje.
Ostatnio coraz częściej czytam inne blogi i jakoś tak naszła mnie ochota, żeby się jednak podzielić z innymi kawałkiem mnie.
Prawie trzy lata temu wyprowadziłam się z Polski do Szwajcarii. Zaczęłam nowe życie. Teraz zaczynam nowego bloga.